piątek, 30 sierpnia 2013
Przyszła na świat Nasza córcia :)
Pamiętam ten dzień jakby to było dzisiaj. Byłam w 39 tygodniu ciąży do terminu porodu miałam jeszcze 10 dni czyli 1,5 tygodnia. Czułam się bardzo dobrze, chodziłam z myślą, że pewnie przechodzę termin. Dziecko dobrze rozwijało się, nic nie wskazywało na wczesny poród :) 21 lutego miałam wizytę lekarską, dziecko było już ułożone do porodu, lekarz powiedział, że pewnie urodzę lada dzień i wykonał badanie pobrania posiewu z przedsionka pochwy i odbytu w kierunku Streptoccocus agalactiae - paciorkowiec. Poinformował mnie, abym nie martwiła się, bo mogę plamić, ale wychodząc z przychodni miałam dziwne wrażenie, że ten dzień może nadejść jednak przed terminem, mimo dobrego samopoczucia! W 38 tygodniu, gdy zaczęłam przygotowywać wyprawkę do szpitala nacięłam się na forum, gdzie dziewczyny wypowiadały się o przyspieszonym porodzie wywołanym przez ginekologa poprzez badanie macicy. Pomyślałam bzdura! Gdy wróciłam do domu czekając na męża przeszłam się do kuzyna naprawić mu internet był zdziwiony, że nie leżę jeszcze w szpitalu, a jak wracałam od niego siostra zadzwoniła, że nie powinnam sama chodzić, bo w każdej chwili mogę zacząć rodzić. Stwierdziłam, że przesadza, wróciłam do domu przygotowałam obiado-kolację i wieczór jak każdy inny poszłam spać z tym , że przed snem po 22 miałam uczucie jakby coś mi zaszkodziło i poszłam spać. Miedzy 1, a 2 w nocy przebudził mnie mój brzuch przez który nie mogłam ułożyć się do snu, bo mnie kuł co jakiś czas, więc postanowiłam wstać z myślą , że pooglądam telewizję to zasnę. Po pół godziny zaczął bardziej boleć mnie brzuch i wtedy przyszło mi do głowy , że może to są skurcze! Zaczęłam liczyć częstotliwość były co 10 minut. Leżąc i myśląc postanowiłam sprawdzić czy na pewno mam wszystko gotowe do szpitala, postanowiłam też, że dam rade wykapać się i umyć głowę. Suszenie głowy na siedząco było mega bolące, ale musiałam ją wysuszyć. Gdy skurcze były co sześć minut poszłam do toalety i zobaczyłam, że odszedł mi czop ( żona mojego brata powiedziała, że nie zawsze odchodzą wody płodowe, czasami odchodzi tak zwany czop wyglądający jak galaretka w kształcie mini nerki) złapałam za telefon i dzwonię do męża śpiącego w sypialni. Gdy odebrał telefon: powiedziałam - Kochanie wstawaj, a on: ale jest dopiero 4:18 przecież idę do pracy na 6, a ja na to wstawaj jedziemy zaczęło się :) Wstał zaspany w wielkim szoku, że to już i zapytał się co ma zrobić, wiec powiedziałam do niego: torba spakowana i gotowa, więc najpierw ubierz się, zadzwoń po swojego tatę i pomóż mi ubrać się :) Schodzenie po schodach masakra, ale jazda nie była taka straszna. Dużo pomogło mi oddychanie i nie panikowanie. Musiałam myśleć, aby poprowadzić teścia do szpitala Bielańskiego, bo nie zdążył sprawdzić drogi. Dobrze że znałam drogę na pamięć, więc bez problemu trafiliśmy o 5:25 na Izbę Przyjęć ze skurczami co 3 minuty. Przez godzinę trwały formalności wypełnianie papierków, KTG, sprawdzanie szyjki macicy i w końcu odprowadzenie na salę porodową. Pierwsze wrażenie myślałam, że sala porodowa wygląda jak sala operacyjna, a tu dwu osobowy przytulny pokoik. Mój Kochany mąż trzymał mnie za rękę, a położne tłumaczyły mi jak mam oddychać, aby złagodzić ból skurczu. Trwało to kolejna niecałą godzinę, która minęła moment. Poczułam główkę miedzy nogami i nagle zaczęło się, miałam nad sobą trzy położne i lekarza, mąż niestety został wyproszony przez prawdopodobne możliwe zagrożenie życia przez moją chorobę. Akcja porodowa trwała 15 minut, ale pod koniec bałam się, że nie urodzę, bo pod koniec skurcz, który miał być nie było go i była szybka akcja masowania brzuch, zaraz pojawił się skurcz i dostałam swoją córcie do przytulenia. Jakie to było cudowne uczucie dopiero co była w moim łonie, a teraz trzymam ją i tulę, patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczętami, była śliczna, niestety jak mąż wszedł do sali to zdążyła pani doktor przeciąć pępowinę- spóźnił się Pan, ale skąd miał wiedzieć jak go wyprosili to i tak, że wszedł w dobrym momencie. Julcie położna zabrała do zważenia i wtedy usłyszałam jej pierwszy płacz, a tatuś miał swoją chwile na fotografowanie :) Nasza córcia przyszła na świat o 7:35 - 22 lutego, dl. 52 i waga 3215 g. Opatulili ją w pieluszki tetrowe i przyprowadził mój mąż ją do mnie. Położna powiedziała, że w czepku jest urodzona :) Przez jakieś 20 minut cieszyliśmy się naszą córcia, ale zaraz wraz z ubrankami zabrano ją na kąpiel. Czy bolał poród? W sumie chyba bardziej bolesne były dla mnie skurcze niż urodzenie, zresztą to były takie emocje, że nie myśli się o bólu tylko o tym, aby urodzić siłami natury dziecko :) Miałam jedno małe rozcięcie abym nie popękała, którego zszywanie trochę bolało, ale pani doktor dobrze zagadywała mnie :) Śmiała się, że skoro pierwsze urodziłam tak szybko to przy drugim nie zdarzę dojechać do szpitala:) Ja w sumie mam pozytywne wspomnienia z porodu i wcale nie jest taki bolesny jaki mi koleżanki opowiadały, ból zęba i wyrywanie jest gorsze. Zresztą stwierdzam, że każda kobieta jest inna i każda ma inny próg bólu. Ja doszłam do wniosku, że skoro poród pierwszy był taki lekki to drugi będzie może jeszcze lżejszy i łatwiejszy. Mam nadzieję, że nikogo nie zraziłam tym postem. Chciałam podzielić się swoimi emocjami jakie mi towarzyszyły w czasie poczęcia pierwszego dziecka. Życzę, aby każda tak łagodnie znosiła poród i wcale nie zniechęcała się do planowania następnego dziecka, jeśli oczywiście warunki materialne na to pozwalają.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz